Integracja - Blog Acana Polska

Aktualności

admin

Integracja

ACANA POLSKA bardzo ceni sobie miłą, niemal rodzinną atmosferę towarzyszącą codziennej pracy oraz przyjacielskie relacje panujące wśród pracowników.
By zacieśnić więzy nie tylko na płaszczyźnie zawodowej oraz by zapomnieć na chwilę o codziennych zadaniach, które niejednokrotnie wymagają dużego wkładu i zaangażowania od pracowników wszystkich szczebli, zorganizowaliśmy wyjazd integracyjny.

Jak co roku, wyjazd owiany był aurą tajemnicy i do samego końca nie wiedzieliśmy jaką formę integracja przybierze tym razem.

Jedynymi informacjami jakie otrzymaliśmy od zarządu były:

  • 20-22 września 2013 (piątek)
  • Military Dress Code
  • Nie będzie czysto
  • Nie będzie sucho
  • Nie będzie lekko

W firmie zawrzało i pojawiło się mnóstwo spekulacji, ale nikt nie mógł spodziewać się tego co nastąpi. Po drodze, gdy zrobiło się całkiem ciemno, nasz autobus zatrzymał zmotoryzowany pododdział umundurowanych i uzbrojonych oficerów niemieckich, którzy do złudzenia przypominali tychz filmów o II wojnie światowej.

Część z nas z niedowierzaniem spoglądała na nawigację w telefonach, inni nerwowo chowali drugie śniadanie na dno plecaków. Pod lufami niemieckich karabinów zostaliśmy wyprowadzeni z autokaru i w szybkim tempie poprowadzeni do jakiejś jaskini.
Ci, których nie zdążyły oślepić światła wojskowych latarek, zdołali jedynie odczytać napis WALIM.

W sztolniach walimskich zostaliśmy zapoznani z najdrobniejszymi szczegółami dotyczącymi ich historii i powstawania, a także mieliśmy okazję zwiedzić ich wnętrze, które bardzo ciekawie opisywał przewodnik.

Po blisko półtoragodzinnej wycieczce z elementami rekonstrukcji militarnej i inscenizacji, zostaliśmy odeskortowani przez niemieckich żołnierzy z powrotem do autobusu.

Dojechaliśmy do celu. Przynajmniej tak nam się wydawało. Po wyjściu z wygodnego autobusu otrzymaliśmy tajne rozkazy. Pierwszy z nich określał marsz do bazy, którą okazał się pensjonat położony w pięknej górskiej scenerii. Długo będziemy pamiętać ten nocny spacer pod dość stromą (jak na tę porę doby) górkę.

Po przyznaniu taktycznych koszulek i nieśmiertelników posadzono nas przy obficie zastawionym stole, gdzie rozpieszczano nas regionalną kuchnią.
Gdy już każdy stwierdził, że więcej nie jest w stanie zjeść, trzeba było to wyskakać.
Umożliwił to nam przystosowany do tego celu parkietowy poligon, nad którym dowództwo przejął nasz najmłodszy (wówczas) kolega wcielając się w rolę kaprala DJ’a (dzięki Tomek!), serwując nam najbardziej taneczne hity, jakie można sobie wyobrazić.

Manewry trwały do białego rana – większość z nas miała pretensję do nocy, że była tak krótka. Mimo tego, że każdy z nas dał z siebie wszystko poprzedniego wieczoru, nie dano się nam wyspać i dość wcześnie zatrąbiono na alarm.

Po śniadaniu, które przyspieszyło leczenie ran wojennych, otrzymaliśmy kolejny rozkaz.
– zbiórka na placu apelowym, którym na ten czas stał się schroniskowy parking.
– przegrupowanie i podział na grupy zwiadowcze
– przydzielenie bojowych wozów, którymi zostały offroadowe pojazdy terenowe,
Od dowódców otrzymaliśmy mapy zawierające przybliżone lokalizacje, które mieliśmy odnaleźć.

Tu warto byłoby opisać, jakie emocje towarzyszą offroadowi z ludźmi, z którymi siedzi się na co dzień przy biurku lub mija na korytarzu „pod krawatem”, ale żadne słowa nie są odpowiednie…

Po wielu godzinach przedniej zabawy, w której każdy mógł sprawdzić swoje ekstremalne umiejętności kierowcy (jak te wozy to wytrzymały?) spotkaliśmy się w wyznaczonej przez dowództwo lokalizacji, by przejąć kuchnię polową, w której łupem padły potrawy przyrządzane na ogniu ogniska.

Od czasu śniadania wszyscy zdążyli zgłodnieć, ale pomimo to nie byliśmy w stanie zjeść wszystkich smakołyków jakie nam zaserwowano. Odpoczynek nie trwał długo. Otrzymaliśmy kolejny rozkaz. Podzielono nas na grupy i zaprowadzono do lasu.
Tam czekał na nas patrol, który dostarczył nam mundury, broń oraz amunicję w postaci kulek z farbą.

Można sobie wyobrazić, jak mogliśmy się wyżyć na kolegach i koleżankach za niewpisywanie tytułów w mailach lub niewysyłanie załączników albo za nieoddanie nożyczek na czas. Po zakończeniu działań militarnych (chyba nikt nie przypuszczał, że można zmęczyć się tak bardzo w tak krótkim czasie), udaliśmy się do bazy, gdzie po apelu wieczornym czekała na nas kolacja.

Pomimo niskiej średniej wieku załogi, nikt nie miał już siły na parkietowe szaleństwo.
Trochę tylko potupaliśmy nogą w rytm muzyki pokazując sobie siniaki bohatersko zdobyte podczas ciężkiego dnia. Duża część kompanii spała już smacznie, gdy ktoś z niedobitków zaproponował, by przenieść się na świetlicę i jednak poimprezować ciut głośniej.
Obudzono naszego DJ,a, który i tym razem stanął na wysokości zadania i swoim graniem namawiał do zejścia na dół śpiących już gości pensjonatu, którzy posłusznie wykonywali jego rozkazy i licznie dołączali do imprezowiczów.
Tym razem noc była długa i równie ekscytująca.

W drodze powrotnej uśmialiśmy się tak, że po poniedziałkowym powrocie do pracy nie wiedzieliśmy czy bardziej bolą nas siniaki po ciężkich akcjach desantowo-szturmowych czy to zakwasy mięśni brzucha. Podsumowując krótko – Nie było czysto, nie było sucho, nie było lekko, ale chyba nikt z nas nie wyobraża sobie lepszego wyjazdu integracyjnego i milej spędzonego czasu wśród współpracowników.

Wszyscy z niecierpliwością czekamy na następne firmowe niespodzianki, z których jedna czeka nas już bardzo niedługo…

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress